środa, 4 marca 2009

Bilans półroczny




Pół roku minęło od kiedy mieszkam w Sarajewie. Przede mną jeszcze na 1oo% drugie tyle, na 95% jeszcze jakieś dwa lata, na 50% więcej niż dwa lata, a chyba tylko na 5% opcja "na zawsze".

Co się zdarzyło, co się zmieniło, a co nie. Co mne cieszy i smuci. Niechronologicznie, nielogicznie, wybiórczo, przypadkowo, ale sczerze.





  • Zamieszkałam z Bośniakiem pod jednym dachem, w konkubinacie z planami na formalizację związku. Jestem szczęśliwa i gdyby mój Bośniak był standardowym przedstawicielem swojego gatunku, to poleciłabym przedstawicieli tego narodu każdej kobiecie. Ale tak się składa, że raczej nie jest, więc nie polecam.
  • Zaczęłam samodzielnie prowadzić gospodarstwo domowe i nadal oscyluję pomiędzy złą konkubiną a matką polką. Gotuję dość często, sprzątam rzadziej, ale jednak. Robię wiernie zakupy w ROBOCIE (fanki nazwy oraz sklepu mogą spać spokojnie). Pranie dzielę na kolorowe i białe. Nadal nie prasuję. Palę tylko na balkonie, nie więcej niż kiedyś, może nawet mniej, ale za to z nieustanną przyjemnością. Przerzuciłam się z chorwackiego Ronhilla na sarajewską Aurę Light.
  • Piję bośniacką kawę zagryzając ją kostką cukru. Więcej niż jedną dziennie, ostatnio także wieczorami. Zaczęłam sama ją gotować, ale tylko wtedy gdy K. nie ma w domu, a mi zabrakło rozpuszczalnego Jacobsa.
  • Nie jem już kanapek typu masło, ser, wędlina, ogórek kiszony i majonez Kielecki, bo żadnego z tych składników nie ma. Jem w zamian suho meso (goveđi pršut) czyli wędzoną wołowinę, która jest potwornie droga, słona i gumowata, ale jeszcze mi się nie znudziła. Dodatkiem do niej jest kajmak ze sklepu, który podobno nie przypomina tego prawdziwego, ale co tam. Nie jem wieprzowiny, bo jej nie ma. Polubiłam ćevapi (bez cebuli), a konkurs na ulubioną pitę wygrala krompirusa (z ziemniakami), w sezonie letnim zamieniam ją na tikvenjačę (cukinia lub dynia).
  • Mam już w Sarajewie swojego fryzjera i ginekologa, co uważam za znak zadomowienia.
  • W swojej organizacji pracowałam w trzech projektach – Zabytki i miejsca pamięci, Wsparcie dla kobiet oraz Niepośrednie ofiary wojny, ale porzuciłam je na rzecz projektu własnego pomysłu. Moja pozycja znacznie wzrosła, ba, pochwalę się nawet, że mam swój komputer (sukces!) i asystentkę. Jeżdżę w delegacje służbowe i na konferencje. Chyba mnie docenili. Zmieniłam też pokój w biurze i towarzystwo na dużo lepsze, a także nabrałam nawyków biurowych – ploteczki, papieroski na balkonie, ciasteczka, kawka, torty z okazji urodzin i świąt. Polubiłam swoją pracę bardzo, choć tryb etatu i system 5 dni pracy - 2 dni odpoczynku nadal dużo mnie kosztuje. Fizycznie już przywykłam, ale w głębi duszy nie mogę się z nim pogodzić.
  • Towarzysko się rozwijam. Mam chyba ze trzy dobre koleżanki i garstkę znajomych. Telefon zapełnił się nowymi kontaktami i o dziwno czasem dzwoni. Potrzebuję czasu, żeby się z kimś zaprzyjaźnić i ta reguła potwierdziła się w Sarajewie. Doceniłam bardzo swoje warszawskie przyjaźnie. Liczę na to, że przetrwają.
  • Coraz lepiej znam miasto i poruszam się po nim swobodnie. Jestem znawcą swojego osiedla. Potrafię rozpoznać taksówkarzy naciągaczy oraz kontrolerów biletów w tramwajach i trolejbusach (90% skuteczności).
  • Nadal wychodzę do tych samych knajp, do których chodziłam w czasie studiów. Ale piję zdecydowanie mniej. To mi się podoba.
  • Odkryłam, że góry wokół Sarajewa są prawdziwe i można po nich chodzić! Póki co byliśmy raz, ale wierzę, że z czasem wejdzie nam to w nawyk i zaczniemy korzystać z fantastycznego położenia Sarajewa.
  • Pozbyłam się też wielu złudzeń na temat miasta. Nadal bardzo je lubię, widzę też sporo wad. Brakuje mi najbardziej kina, wystaw i ogólnie pojętych wydarzeń kulturalnych. Ale kina najbardziej. Zaczęłam chodzić na to co aktualnie grają i w ciągu roku obejrzałam filmy na jakie w życiu bym nie poszła w Warszawie (m.in. Bond i Z archiwum X!).
  • Nadal jestem Bośnią zafascynowana, ale muszę przyznać, że widzę głównie ciemne strony. Ciężki proces tranzycji, polityczne piekiełko, ogromna niesprawiedliwość społeczna, bieda, marazm, widmo wojny unoszące się nad wszystkim, apatia i rozczarowanie, potworny nacjonalizm, podziały, nienawiść, poczucie krzywdy, chęć odwetu, brak perspektyw, zacofanie mentalne. Najgorszy jest brak nadziei. To jest jedyne co łączy wszystkie narody Bośni, wszystkie pokolenia i opcje polityczne. Ale ja wierzę mocno, że to przejdzie. I jestem dumna, że mogę tu być i że w jakiś sposób włączam się w to wszystko. O swoim projekcie napiszę już wkrótce. Nic wielkiego, ale może to zawsze jakiś krok…
  • No i przecież zaczęłam pisać blog. Cóż, liczba postów nie jest imponująca, ale mam nadzieję, że kiedyś wejdzie mi to w nawyk i zacznę pisać regularnie. Listę tematów mam długą, brakuje czasu i organizacji, żeby to wszystko opisać. Z tej okazji dziękuję wszystkim komentującym, czytającym, a podglądających ośmielam do zostawiania po sobie śladu.
Podsumowując, pół roku w Sarajewie minęło bardzo szybko. Początki były może nie tyle trudne co burzliwe, ale teraz przychodzi chyba względna stabilizacja. Z niecierpliwością czekam na to co przyniesie kolejne sześć miesięcy.