czwartek, 17 czerwca 2010

Głowa lalki, jeden but


Latem na mapie mojego Sarajewa pojawia się dodatkowy punkt. I chociaż nie byłam tam wiele razy, to wracam myślami do tego miejsca. Nie daje mi ono spokoju. Przyciąga i przeraża jednocześnie. Z jednej strony swojskie, z drugiej kolorowe i egzotyczne. I bałkańskie. Strasznie bałkańskie. A Bałkany to jednak nie bajka jaką karmi zachód reżyser Emir Kusturica.

Są Cyganie, jest muzyka, jest towar. Pieniądz krąży, ludzie suną ospale, rozglądają się na boki, walczą z oczopląsem. Sprzedawcy wrzeszczą niemiłosiernie, zachwalając towar na wszelkie możliwe sposoby (mikrofony, monotonne nawoływania, energiczne rytmiczne skandowania, lub po prostu ciągnięcie wybrańców z tłumu za rękaw). Jednym słowem: autopijaca, czyli giełda samochodowa. Odbywa się w każdą niedzielę w dzielnicy Stup i oprócz rzeczonych samochodów można tam kupić wszystko - od skarpetek i absolutnie fenomenalnych krojaczek do kapusty, poprzez dywany, kanapy, pirackie płyty dvd, "świeżą" rybę aż po nagrobek!
Ogólnie rzecz biorąc atmosfera nie odbiega duchem od naszych rodzimych targów czy dawnego stadionu dziesięciolecia. Ale właśnie ten bałkański smaczek jest nie do przecenienia. Jak byłam tam po raz pierwszy osłupiałam od nadmiaru wrażeń, dźwięków i kolorów. Najbardziej fascynująca, ale też i przygnębiająca jest jedna, wcale nie mała część, w której królują Cyganie. Nie przesadzę jeśli powiem, że jest to jeden wielki śmietnik na sprzedaż. Głowa lalki, jeden but, dezodorant używany,  książki wszelkiej maści w różnych europejskich językach, puste pudła, splątane kable, metalowe części, śrubki, platskiwe torby z dziwną zawartością, szmaty, szmatki i bógwiecojeszcze.

Ciekawsi od tych towarów są oczywiście ich sprzedawcy -  wyglądają mi na życiowych nieudaczników,  drobnych cwaniaczków, starszych pijaczków, typów spod ciemnej gwiazdy. Błyszczą złote zęby, kopcą się papierosy. Sprzedają też kobiety z dziećmi, najczęściej z co najmniej jednym wiszącym u piersi, są też całe rodziny, które w pozycjach półleżących, wokół swojego stoiska, jedzą zakupione trochę dalej ćevapy i popijają je piwem lub turecką odblaskową oranżadą z wielkich butli. Zastanawiam się co sobie myślą. Jak traktują to miejsce. Ile zarabiają na tej sprzedaży i czy w ogóle zarabiają. Chciałam się tego wszystkiego dowiedzieć, zgłębić, popytać, pogadać. Ale zmogło mnie to miejsce. Może to kwestia upału, może strachu i nieśmiałości, a może wstydu, że należymy do tak innych światów, które tylko tam, na tej dziwacznej giełdzie mają szanse się spotkać. Mierzę się z tym tematem. Póki co, zostawiam was ze zdjęciami, które Kenan zrobił podczas naszej ostatniej wyprawy na giełdę. Wróciliśmy do domu z nowym członkiem  rodziny- klasycznym rowerem Hercules, który zastąpił ukradzionego poprzednika (po cichu mieliśmy nadzieję, że go odnajdziemy w ponownej sprzedaży, ale nie było nam dane). W tą niedzielę, jadę do pana od rowerów po specjalną oponę do mojej Vinety, więc będzie kolejna okazja ponownego podejścia do tego tematu.

























Zdjęcia: Kenan Efendić