sobota, 23 stycznia 2010

Kiepski kiosk


Nie ma to jak usiąść sobie w sobotni poranek, leniwie jeść śniadanie, nieśpiesznie pić kawę i na spokojnie przeglądać gazety. Oczywiste? Nie w Bośni… Nie to żebym miała duże wymagania, ale naprawdę rynek czasopism jest tutaj dosyć kiepski. Po prostu nie ma co czytać, a nawet jak jest, to trzeba to wyławiać z morza bzdur i mocno filtrować od wszechobecnego nacjonalizmu. Realny wybór nie jest zbyt wielki.

Dwa główne dzienniki Dnevni Avaz i Oslobođenje stoją niby po dwóch stronach barykady, ale szczerze mówiąc to ta barykada jest ustawiona z poduszek. Avaz jest konserwatywnym tabloidem, już sam turecki tytuł (avaz znaczy glas, czyli głos) sugeruje i słusznie, że stoi on na straży boszniackiej tożsamości i uciśnionych (niby) muzułmanów serwując przy tym obszerną czarną kronikę, czyli spis wszystkich wydarzeń z okolicy typu: rozboje, wypadki samochodowe, zabójstwa niewiernych żon lub pijackich bijatyk (swoją drogą można wśród tych artykułów znaleźć prawdziwe perełki). Czyli jednym słowem mówiąc Dnevni avaz to taki polski Super Express czy też Fakt.

Oslobođenje to z kolei gazeta z tradycjami, bastion czytelników, którzy spoglądają raczej na lewą stronę sceny politycznej. Wychodzące w czasie ostatniej wojny w niewiarygodnie ciężkich warunkach było jednym z symboli oporu, drukowane naprzemiennie cyrylicą i łacinką nie odcinało się od jugosłowiańskich wartości. Wielka szkoda że dzisiaj ta tradycja jest kontynuowana dość apatycznie. Poziom tekstów jest na pewno lepszy niż w Avazie, na pewno bardziej zgodny z moimi poglądami, ale nie oszukujmy się, to jest pierwsze miejsce wśród kiepściaków, bo ani porządnie opracowanych wiadomości z kraju i ze świata nie ma, ani porywających felietonów, poważnej i konstruktywnej krytyki – wszystko jest za to umoczone w mocno nieświeżym lokalnym sosie przepychanek między starymi kumplami, którzy się pokłócili się na podwórku i teraz się obrzucają błotem. Oczywiście sensacyjne treści, choć już nie tak „urzekające”, mają swoje stałe miejsce, tak samo jak nekrologi, prawdopodobnie najczęściej czytana część…

Niestety tygodniki społeczno polityczne nie są dużo lepsze. Jako taki poziom trzymają BH. Dani, kultowy magazyn, który jeszcze do niedawna był ostoją i tak ledwie dyszących intelektualistów, ale teraz to nawet oni coraz ciężej znajdują tam swoje miejsce. Dani nie mają już tej mocy co kiedyś, popadają w polityczne układziki i straciły dawną jasność, obiektywność i przede wszystkim merytorycznie podupadły. Dziennikarstwo śledcze, szczególnie gdy dotyczy tak małej przestrzeni jaką jest Bośnia, nie ciekawi mnie specjalnie, bo mam wrażenie że to wciąż ta sam historia tylko czasem twarze się zmieniają. Brakuje reportaży, dobrych recenzji i tekstów o tematyce społecznej.

Ostatnim z największych tytułów jest Slobodna Bosna, która wbrew nazwie nie jest obszarem szczególnej swobody czy też wolności. Aby dopełnić obrazu wspomnę tylko, że od niedawna wychodzi również Global, który miał być inteligentniejszą twarzą Avazu serwowaną raz na tydzień konserwatystom. Miałam do czynienia z dwoma numerami, ale obiektywnie ocenić nie mogę, bo to tak jakbym miała powiedzieć na jakim poziomie jest Nasz Dziennik - dla mnie na żadnym, bo się u podstaw z nim nie zgadzam. Tak samo jest z Globalem.

Tak więc gazety kupuję sporadycznie, głównie wtedy jak sama włóczę się po mieście i w kawiarni siedzę sama przy stoliku, ewentualnie jak mnie coś konkretnego zainteresuje, najczęściej teksty znajomych. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać przede wszystkim w transformacyjnym charakterze obecnej Bośni. Z jednej strony społeczeństwo zmęczone polityką i retoryką niezmieniającą się od lat, zagubione w nowej rzeczywistości bez pracy i perspektyw, a z drugiej raczkujące media, które do stadium do jakiego doszła na przykład polska Agora potrzebują co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu lat.

Czekając na zmiany na rynku prasowym, pozostaje niezawodny Internet. Jak można się spodziewać tutaj sytuacja mediów elektronicznych jest już trochę lepsza. Jeśli chodzi o Bośnię to do codziennego czytania newsów polecam portal www.radiosarajevo.ba Proszę się nie dopatrywać w tym nepotyzmu, bo to że mój mąż tam pracuje nie zmienia faktu, że portal ma oryginalne rubryki, sporo tekstów autorskich i polemicznych oraz trafiające w mój gust poczucie humoru z jakim prezentują tzw. lekkie treści. To podstawa na dobrym poziomie, do porannej kawy właśnie. Na pewno alternatywa dla najpoczytniejszego internetowego tabloidu sarajevo-x.com.

Stopień wyżej jest zdecydowanie regionalny serbski portal www.e-novine.com Dużo dobrych rzeczy do czytania a przede wszystkim jedyna nieskażona nacjonalizmem platforma i w dodatku o zasięgu regionalnym. Ale żeby nie było tak sielankowo, to radzę się śpieszyć z czytaniem, bo niestety e-novine być może ponowią los legendarnego chorwackiego Feral Tribune i zostaną zamknięte. Powodem jest finansowa niewydolność, która bynajmniej nie jest winą małej liczby czytelników (wręcz przeciwnie) czy złego zarządzania firmą, lecz ogólnego klimatu który panuje w Serbii i na Bałkanach. Zamknięcie Feralu i groźba zniknięcia e-novin jest bardzo znacząca – po prostu jest dowodem na to, że na Bałkanach nie ma miejsca na naprawdę niezależne media. Oprócz nacisków z zewnątrz w obu przypadkach doszło do bojkotu ze strony reklamodawców, czyli największego z możliwych źródła finansowania. Wiem, że w skali Polski to nie pomyślenia, że coś co się dobrze sprzedaje nie może znaleźć reklamodawców, ale na Bałkanach rynek, choć niby kapitalistyczny, działa inaczej… Takie rzeczy jak zamknięcie dwóch jedynych niezależnych, krytycznych a przy tym trzymających poziom mediów powinno być chyba bardziej niż niepokojące.

W temacie czasopism, ale już nie tych codziennych godne polecenia są Sarajevske Sveske, Novi Izraz i Odjek. To raczej poważne czasopisma akademickie o charakterze humanistycznym, głównie literacko-kulturoznawczo-teoretycznym. Dobre, ale do czytania w kawiarnianym zgiełku się raczej nie nadają (no chyba, że ktoś lubi zgrywać intelektualistę i zaczytywać się w postmodernistycznych teoriach trzymając okładkę tak żeby wszyscy widzieli). No ale przejdźmy wreszcie do sedna – ogłaszam wszem i wobec, że pojawiła się alternatywa - Czasopismo po-etycznych badań i aktywności (sic!). I tutaj to już oskarżenia o nepotyzm, kolesiostwo i autopromocję są jak najbardziej zasadne. (sic!) powstał kilka miesięcy temu jako inicjatywa przyjaciół, głownie studentów literatury i języka z Sarajewa. To bardzo odważny krzyk niezgody na obecną sytuację, wyrażenie pokoleniowego buntu i chęci zmiany. W magazynie możecie znaleźć teksty dotyczące literatury, kultury, teorii, ale też polityki i obecnej sytuacji społecznej. Chłopcy i dziewczyny z redakcji oraz  współpracownicy mówią głośno o rzeczach, o których inni umieją tylko milczeć. (sic!) wysoki poziom intelektualny łączy ze śmiałą, prowokacyjną satyrą i to jest zdecydowanie to co odróżnia go od innych czasopism.





Kto czyta w choć jednym z środkowo-południowych języków słowiańskich, zapraszam do lektury. Magazyn jest otwarty również na współpracę, więc kto z kolei pisze w wyżej wymienionych językach niech się zgłasza na mail: redakcija.sic@gmail.com

Pierwszy i drugi numer do czytania on-line tutaj, a kto chce ściągnąć PDF na dysk zapraszam tu (trzeba trochę dłużej zaczekać zanim pojawi się ikonka download).

Miłego czytania!


poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nareszcie w...domu?!


I oto jestem -  w Sarajewie i na blogu. Oddech warszawski był mi potrzebny. Jak zwykle wszystkie dobre dusze, liczni (nadal!) przyjaciele oraz rodzina podładowali akumulatory i dali siłę, żeby pchać tę moją sarajewską rzeczywistość do przodu. Bo zdarza mi się (nawet często) narzekać na różne jej aspekty, ale zaledwie parę dni mi potrzeba żebym zatęskniła za miastem w dolinie. Z radością powróciłam do wilgotnego, gęstego od mgły i smogu powietrza, które potrafi przylepić się do policzków w zimny dzień, do widoku światełek migających na wzgórzach, które jeszcze wciąż wywołują we mnie to dziwne poczucie swojskości i nieokreślonego ciepła. Jest jakaś magia w tym przestrzennym, fizycznym zamknięciu Sarajewa o którym pisał Karahasan u Portrecie miasta (Sarajewska sevdalinka, Sejny 1995). Sarajewo otula mieszkańców i przyjezdnych, oblepia ich, zamyka niczym w bańce lub miękkim kokonie i jest to zjawisko jak najbardziej fizyczne, choć metaforyczne zapewne też. To małe miasto bez większych pretensji do bycia metropolią mimo tysiąca swoich wad staje się powoli miejscem, które zaczynam traktować jak swoje, a w rodzinnej dynamicznej Warszawie czuję się coraz bardziej obco. To jest jednocześnie niepokojące i podniecające uczucie, przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo co ze sobą niesie.

Niesiona sentymentem i dziwną melancholią oraz przypadkowo zainspirowana jednym z czytanych blogów zamieszczam kilka utworów z  Sarajewem w tle. Zaczynamy od dobrze znanego U2  i słynnej Miss Sarajevo, aby potem zanurzyć się w przejmującej do szpiku kości kompozycji Maxa Richtera, który  niewątpliwie nawiązuje do mojej ulubionej muzyki Preisnera z trylogii Kieślowskiego, następnie ochłonąć przy dźwiękach dzwonków w wykonaniu Trans-Siberian Orchestar, poczuć prawdziwy bośniacki Weltschmerz przy doskonałym współczesnym wykonaniu sevdalinki Teško meni jadnoj…w interpetacji piekielnie zdolnego Damira Imamovicia, aż w końcu poświęcić 10 minut na posmakowanie bałkańsko-żydowsko-sufickiego szaleństwa a capella Jewlii Eisenberg i jej niewiarygodnego tria Charming Hostess, które zainspirowane wojennym zbiorem opowiadań Semezdina Mehmedinovicia Sarajevo blues nagrało album pod tym samym tytułem. Utwory na nim zamieszczone ciężko odnaleźć na youtube, stąd też trochę dziwny fragment pewnego programu telewizyjnego. Ale próbka muzyki jest, a oprócz tego informacja o samym projekcie. 

Miłego słuchania!