niedziela, 19 grudnia 2010

Grzeczne Bośniaczki idą do nieba, a niegrzeczne cudzoziemki tam gdzie chcą!


Jak się raczej można domyśleć feminizm w Bośni nie jest zbyt popularny.  A szkoda, bo wszechobecny patriarchat wciska się we wszystkie sfery życia, od rodziny począwszy, poprzez pracę na ulicy skończywszy. I nawet nie chodzi mi o trzecią, kontrowersyjną falę feminizmu,  która przesuwa granice płci, poddaje w wątpliwość tożsamości seksualne i  walczy o prawa LGBTQ. W Bośni, czego niestety wiele lokalnych organizacji śledzących światowe trendy nie zauważa, potrzebne jest zrozumienie podstawowych przesłanek równości płci, oczywistych praw kobiet... Na akademicki feminizm przyjdzie jeszcze czas, teraz należałoby może raczej skupić się na rzeczywistości, często tak bardzo brutalnej dla tutejszych kobiet. W Bośni mamy aktualnie do czynienia z właściwie trzema lokalnymi nurtami „praktycznego feminizmu” – pierwszy mający korzenie w socjalizmie, drugi religijny, a trzeci nazwijmy umownie liberalnym. 



W socjalistycznej Jugosławii  kobiety zaczęły kończyć więcej niż cztery klasy podstawówki (przynajmniej w miastach, na wielu wsiach panowało nadal przekonanie, że czym kobieta nauczy się czytać, pisać i liczyć, jest już gotowa, aby wrócić do domu i służyć rodzinie). Ale przynajmniej w miastach kobiety pokończyły szkoły, poszły do pracy, miały dostęp do (prawie bezpłatnych) żłobków i przedszkoli dla swoich dzieci. Aborcja była (i nadal jest!) legalna i wolna od społecznego potępienia. Oczywiście mimo tych praw jak to zwykle w socjalizmie realnym bywa, nadal w praktyce jako jedyne zajmowały sie domem, wychowaniem dzieci oraz obsługiwaniem mężów, braci, ojców.  Nawet jeśli zdarzało się, że ci im pomagali, to była to tylko pomoc, a nie prawdziwe przejęcie odpowiedzialności za tzw. „prowadzenie domu”. Socjalizm w takim wydaniu przyniósł kobietom z jednej strony wyzwolenie, z drugiej zaś podwoił ich obowiązki. Niestety głęboko zakorzeniony patriarchat sprawił, że wiele kobiet nie zauważało tego i nadal nie zauważa. Stąd mamy całe pokolenie cichych bohaterek targających po pracy siaty z zakupami, nieświadomych połowicznego wyzwolenia…  „Obowiązki kobiety jakie są każdy wie i tego się trzymajmy” – jakież to częste podejście, którego bomba atomowa by nie wymiotła ze świadomości mężczyzn i kobiet niestety. Wiele jest tych dzielnych kobiet pracujących, dźwigających dom, dzieci, męża na swych barkach, które są wdzięczne za to, że nie muszą tylko „siedzieć w domu”. Ale taki już urok tej części Europy, a Polska wcale tak bardzo nie odbiega od wspomnianego modelu, choć trzeba przyznać, że ten Jugosłowiański miał mimo wszystko bardziej ludzką twarz, a co za tym idzie, kobiety miały lepiej, przynajmniej nie musiały stać godzinami w kolejkach. 


Ciekawszym za to zjawiskiem jest religijny, a właściwie islamski feminizm w wydaniu praktycznym. Bo ja znów nie mówię tutaj o teorii. Otóż feministki muzułmanki są dla mnie niezwykłe i dałabym wiele aby móc zrozumieć ich logikę. Cóż, kobiety mają bowiem tą niezwykłą zdolności adaptacji i akceptacji warunków, które narzucają im mężczyźni (mamy wszakże setki lat praktyki za sobą!). Islam nie jest religią pro-kobiecą, właściwie to żadna z „wielkich religii” nie jest, ale specyfika samego islamu polega na tym, że wiele zasad, które panowały za czasów proroka Muhammeda obowiązuje do dziś w stanie niezmienionym. Wszyscy wiemy o co chodzi, więc nie będę wymieniać, ale może na uwagę zasługuje fakt, jak do tych dość archaicznych zasad (eufemizm grubymi nićmi szyty) podchodzą same muzułmanki, a przynajmniej te, które ja spotkałam. Zacznijmy od chust – większość dziewczyn, które znam osobiście nosi chusty z własnej woli, choć nie wszystkie czują się z nimi dobrze. Niektórym chusta daje wolność – czują się zabezpieczone przed męskimi spojrzeniami, manifestują w ten sposób swój światopogląd i nie muszą sie martwić fryzjerem (to nie ironia, względy praktyczne wcale nie są na ostatnim miejscu!). Inne mają z tym trochę problem. Chustę założyły, bo taka była tradycja w rodzinie albo obowiązek szkolny, albo, bo jak miały po kilkanaście lat to im się wydawało, że to jest fajne, ale teraz tak wcale nie myślą, a jest już za późno. Bo nie wiem czy wiecie, ale chustę jest dużo łatwiej założyć niż zdjąć! Moja koleżanka, chociaż ma wsparcie rodziny i chłopaka nie potrafi się na to zdecydować. Mówi, że czuła by się goła i to nie tylko w sensie fizycznym, ale też i w przenośni (wstyd, brak szerszej akceptacji, zdrada samej siebie i dawnych ideałów itd.). Jak mówię o chustach, to mam na myśli hidżab, czyli wersję, w której twarz jest widoczna. O nikabie (zakrywa cała twarz) napiszę kiedyś może oddzielny post, bo sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i kontrowersyjna. Ja osobiście nie rozmawiałam z żadną kobietą, która go nosi, więc poczekam aż mi się to przydarzy zanim skomentuję. Wszystkie muzułmanki jakie znam, mówią, że nie odważyły by się same na taki krok jak założenie nikabu, ale jeśli inne „siostry” noszą to one to wspierają, rozumieją i podziwiają. Ale idźmy dalej. Kobiety w islamie, i także w jego bośniackim wariancie, co mnie trochę zawsze szokuje: nie chodzą (nie mogą) na pogrzeby, nie chodzą (nie mogą) na piątkowe kazania do meczetu - dżumę, nie mogą wejść do meczetu jak mają okres, w tym czasie nie mogą się także modlić, nie mają oczywiście prawa do poligamii. Ale im to nie przeszkadza, bynajmniej! Bo one uważają, że to nie jest dyskryminacja, ale przywileje! Na pogrzebach tylko by płakały, więc wolą zostać w domu, kazań nie słuchają, bo po co, jak ich coś interesuje to mogą przeczytać albo zapytać mężczyznę, zakaz modlitwy podczas menstruacji to wyraz opieki nad nimi, bo nie muszą się schylać z bolącymi brzuchami i łupiącymi krzyżami, a że w Koranie pisze, że są po prostu brudne i niegodne aby zwracać się do boga, to im w ogóle nie przeszkadza. Wielożeństwo? Żadna z dziewczyn które znam, nie wyszłaby za muzułmanina, który miałby ochotę na więcej żon. To podobne „niebośniackie”, co też ma pokrycie w prawie państwowym, które nie akceptuje tego procederu. A gdyby po prostu wziął sobie drugą już po ślubie, bez pytania ich o zgodę? „Nie, nie, on by mi nigdy tego nie zrobił, bo wiedziałby, żebym sie poczuła urażona!” Czasami pada odpowiedź, że lepsza znana druga żona niż nieznana ukrywana kochanka… Bardzo silna jest w Bośni wiara, że facet to nie zawsze myśli mózgiem i taka już jego natura a co za tym idzie przyzwolenie jest na to ogromne. Na pytanie czy ty byś chciała, gdybyś mogła, mieć dwóch mężów? pada zawsze oburzona odpowiedź: „Co?! Nigdy!!!” zazwyczaj też na samą myśl twarz się czerwieni, a w oczach widać panikę pomieszaną z obrzydzeniem i zazwyczaj następuje płynna zmiana tematu. Grunt to być szczęśliwą i jeśli rzeczywiście komuś to pasuje, to mi też pasuje, obym nie musiała żyć wedle tych zasad. 



Nie rozumiem natomiast zupełnie moich laicki koleżanek lub współpracowniczek, które są przecież liberalne w poglądach, wykształcone, oczytane (często mają w małym palcu feministyczne teorie!), świadome... ale które pozwalają sobie na wszystko. Jeszcze nie spotkałam w Bośni pary, która by naprawdę żyła równościowo (no chyba, że ktoś z pary jest obcokrajowcem). W domach władzę sprawuje damska ręka, facet jeśli coś robi to raczej męskie rzeczy – majsterkowanie, wynoszenie śmieci, szczytem poświęcenia dla domu jest odkurzanie. Na bazarku męski egzemplarz błądzący między alejkami z listą zrobioną przez żonę w drżącej ręce, jest natychmiast otaczany troską i współczuciem ze strony straganiarek. No bo jak to tak można chłopa wysłać, a co on tam o warzywach wie, jak odróżnić szpinak od szczawiu ma, na przykład! 


Znam pierwszego w historii Bośni i Hercegowiny męskiego absolwenta studiów gender, który ani razu nie zmienił pieluszki swojej córce oraz nie zmywa naczyń, bo nie umie (sic!). Całe szczęście polega na tym, że jego żona gotowała, prała i prasowała, aby on mógł mieć czas na zgłębianie feministycznych teorii. Ale w domu pomaga, wedle swych możliwości, oczywiście. I ja go właściwie rozumiem, bo gdybym miała taką żonę co by z chęcią robiła wszystko za mnie abym mogła się rozwijać, to też bym pewnie uległa. Problem niestety jest w kobiecie, bo jej mąż to w sumie naprawdę dobry facet i gdyby mu tak przetłumaczyć, że mycie garów to przykry obowiązek, który można by dzielić przez dwa, jestem pewna, żeby to zrozumiał! I tu dochodzimy do sedna! Ona mu tego nie powie! Bo on taki dobry, taki mądry, tak ją kocha i dziecko uwielbia. Ręce opadają. To tylko przykład, ale dobrze pokazuje o co mi chodzi. Jest w Bośniaczkach coś przerażająco pasywnego, uładzonego. Ileż to ja się na kawach będąc nasłuchałam, że facet taki owaki, że to robi źle, że tamto. Na pytanie: a mówiłaś mu? Zawsze pada odpowiedź „Nieee, a co mu będę mówić”. Cechę tę zauważyłam też przy innych banalniejszych sprawach. Kobiety po prostu są tak wychowywane, żeby wszystko ścierpieć, większość Bośniaczek to grzeczne dziewczynki, chociaż ich wygląd, wykształcenie, język, a nawet ton w jakim mówią sugeruje zupełnie co innego. Już się przyzwyczaiłam, że jestem uważana tutaj za nie lada buntowniczkę, a o moim mężu pewnie sobie wszyscy myślą, że straszne ma życie ze mną, bo ja jak coś mi nie pasuje, to po prostu mówię. Straszne! 


22 komentarze:

Kasia pisze...

Kiedy byłam w Mostarze, nasza przewodniczka (żona Bośniaka), wspominała o czymś takim, jak prezent rozwodowy, mówiąc, że rozwody są akceptowane pod warunkiem, że mąż obdarzy na odchodne żonę tym, czego ona sobie zażyczy - i jest to dla niego sprawa honorowa. Jak to z tym jest?

kry pisze...

Z tego co sie orientuje, to slyszlam, ze kobieta ma prawo zazadac zwrotu wiana, ktore wniosla przy slubie... Ale to pewnie bardzo zalezy od tradycji lokalnej. Jak jest dokladnie w Koranie, to trzeba bylyby sprawdzic. Rozwody w islamie generalnie sa akceptowane. Mezczyzna oczywiscie ma duzo latwiej (wg. szariatu wystraczy, ze trzy razy powtorzy, ze chce sie rozwiesc i juz), a kobiety ktore sie pierwsze na rozwod zdecyduja, chociaz maja do tego prawo, to spotykaja sie z wieloma przeszkodami i utrudnieniami o ociaganiem (sporo o tej sprawie na ciekawym blogu www.arabiasaudyjska.blogspot.com). Tak jest w szariacie oczywiscie, a nie w prawie cywilinym w Bosni, ktore z szariatem nie ma nic wspolnego.

Kasia pisze...

No jak jest w prawie arabskim - to mniej więcej wiem. Tu chodziło o taki lokalny dobry zwyczaj w Mostarze (przynajmniej tak zrozumiałam przewodniczkę;). Zresztą odniosłam wrażenie, że w tym mieście wszystko funkcjonuje o wiele prościej niż w innych, gdzie mieszają się kultury i religie...

beharliblog pisze...

Gwoli wyjaśnienia-Kasiu:z tego co wiem nie ma czegoś takiego jak lokalny mostarski czy sarajewski zwyczaj zawierania małżeństw w bośn.-hercegow. wariancie islamu.To,o co pytasz i o czym opowiadała Ci w M. przewodn. to element kontraktu małżeńskiego,jaki jest częścią religijnej uroczystości ślubnej(także w BiH,gdy narzeczeni są praktykującymi ortodoksyjnymi muzułmanami i biorą ślub w meczecie,biorą go wówczas wg zasad szariatu właśnie;w BiH szariat nie obowiązuje w tym sensie,że jest to kraj świecki i prawo cywilne stoi nad prawem religijnym,ale religijni muzulmanie kieruja się jego zasadami,kwestia interpretacji tych zasad w roznych czesciach swiata islamu to już zupelnie inna bajka:)a specjalista nie jestem, w kazdym razie to tak jak praktykujących katolików w Polsce obowiązuje przede wszystkim prawo panstwowe,ale i kodeks koscielny – patrz „katolickie rozwody” itp. kwestie);oprócz tego wszyscy muzułmanie musza zarejestrować zwiazek w urzedzie;ale ad rem:kobiecie podczas slubu zapewnione jest wiano tzw.mehr,które(jak pisala Kry) w przypadku rozwodu zatrzymuje;w ramach owego „mehru”(prezentu ślubnego)kobieta może poprosić o cokolwiek, przedmioty, pieniądze, zasponsorowanie wyjazdu do Mekki:)a także rzeczy bez wartości materialnej np.jakąś wiedzę religijną,w razie rozwodu,jeśli ów mehr nie został jej dany w trakcie małżeństwa,mąż musi „spłacić” żonę po rozwodzie-i to jest zapewne ów „prezent rozwodowy”, o jaki Ci chodzi,tylko to tak naprawde jet prezent ślubny:)(bardzo mnie to zaintrygowało,bo w zyciu nie słyszalam o tym, więc sprawdziłam i o żadnym lokalnym mostarskim zwyczaju rozwod. nikt nie wie… a jak wie,niech się odezwie:) Muzułmanie w Mostarze nie są hojniejsi od tych z Sarajewa:),a sam temat rowodu w islamie bardzo ciekawy jest,z tego co wiem w BiH muzulmance wg tych samych zasad szariatu wynikajacych z tego samego Koranu,jest o wiele łatwiej uzyskać rozwód niż w panstwach teokratycznych;w kazdym razie jeśli chodzi o wspomniany „prezent” takie jest prawo (szariackie – a nie „arabskie”:)i taka jest ogólna zasada dot. tradycyjnej uroczystości religijnej zaślubin;w praktyce jednak są one (przynajmniej w Mostarze:)rzadkością,tym bardziej,że ślub w islamie w ogóle to kwestia głównie cywilna!dodajmy do tego duży stopień zeświecczenia Boszniaków i z egzotyki nici:)– narzeczeni idą po prostu do urzędu stanu cywilnego podpisać papiery:); tak jak ongiś w Polsce bywało, dopóki nie wszedł konkordat;
Jak się domyślasz,w prawie cywilnym nie ma miejsca na wiana itp. folklor,chyba że narzeczeni chcą podpisać intercyzę,która jest ich prywatną sprawą…(a i te „kościelne” śluby nie zawsze są tak egzotyczne jak chcieliby zagraniczni turysci:),nieraz widzialam zawód na twarzach takich obserwatorów, że „ta panna młoda tak normalnie wyglądała jak u nas:); także te „wiana” maja często charakter symboliczny);w dodatku obecna religijnosc wielu bh.muzulmanow ma wiecej wspolnego z podkreslaniem swej tozsamosci narodowej niż religijnej;oczywiscie wszedzie istnieja tradycje lokalne,tzw. folklor:),ale kiedy widzialas ostatnio w Polsce slub rodem z „Chłopów”?:),tak samo jest w BiH,gdzie niestety najnowsza i dosc silną tradycją jest,by narzeczeni byli jednej narodowosci,tej szczęściem także nie przestrzegaja wszyscy:)choc jest to mniejszosc; Natomiast jeśli chodzi o kwestię samego Mostaru–to „mieszanie się” kultur nie przebiega tam tak znowu bezproblemowo:)ale fakt - nie jest tak beznadziejnie jak się ogolnie sądzi…(prawie rowna liczba Chorwatow i Boszniakow we wspolnym miescie jednak robi swoje...);mimo obiektywnie bardzo skomplikowanej sytuacji Mostaru,ze tak to nazwe oglednie,ja także zawsze w M.czuje się lepiej niż w S.
Poza tym Kry bardzo duzo tu napisała o sytuacji kobiet w BiH i w … Polsce:),z ta różnicą że w P. chuste zapewne byloby trudniej załozyć niż zdjąć…:)Przepraszam,że tak się rozpisalam,tyle moich luźnych chaotycznych refleksji, więc tylko na koniec Srećna Nova Godina!Wytrwałości w pisaniu Kry,sukcesów na polach wszelakich,sve najbolje!:)M.

Kasia pisze...

Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie;) Być może z tym mieszaniem się kultur przewodniczka przedstawiła nam lekko podkoloryzowaną wersję - sama jest córką Polki katoliczki, która wyszła za prawosławnego (chyba Chorwata) i mieszkają we "właściwej" części miasta, a N. wyszła za Boszniaka i mieszka w części islamskiej (rozumiem, że to oznaczało też konieczność przejścia na islam?)
Ten podział miasta przydaje się choćby przy organizacji życia publicznego - szkoły etc. (z racji inaczej ustawionych dni wolnych od pracy)

beharliblog pisze...

Alez prosze bardzo, gdy chodzi
o Mostar to ja zawsze chetnie:)
Chyba tez wiem o kogo Ci chodzi,
ale nie pamiętam czy mąż R. jest Chorwatem (jak prawosławny, to raczej bardzo wątpliwe:), a z powodu męża Boszniaka nie trzeba przechodzić na islam:)(to się zdarza, ale obowiązku nie ma);
a tenpodział Mostaru niestety nie "przydaje sie" do niczego..., cały ambaras właśnie w tym podziale..;
poza tym fajnie ze sie interesujesz:)Pozdrawiam!
M.

kry pisze...

O rany, ale dyskusja rozgorzala a ja nie mialam chwili, aby sie wlaczyc. Ale juz mam, wiec:

Przecież wszyscy Serbowie, to prawosławni Chorwaci, tak jak katolicy i muzulmanie to Serbowie innych wyznan, hehe. Zarty i ironia na bok. Przejdzmy do sedna.

Przede wszystkim beharli jak zawsze wyczerpujaco i na temat! Dzieki M.! Z tym zastrzezeniem, ze radykalow islamskich niestety nie brakuje, i czasami szariat stoi ponad panstwowym prawem, szczegolnie w srodowiskach ruralnych, gdzie kobiety nie bardzo maja sie do kogo zwrocic, nawet jest prawo bosniackie jest po ich stronie. Ale jak najbardziej sie zgadzam z reszta.

Po drugie, to blagam, jak ktos mowi, ze podzielony Mostar to fajna i prosta sprawa(!), i ze taki podzial SIE PRZYDAJE to mnie ciarki przechodza.
Nie wiem co opowiadaja przewodnicy miejscy w tym Polki mieszkajace w Mostarze, bo zadnej osobiscie nie znam, ale na podstawie tego co pisze Kasia, serwuja turystom niezla papke, z ktorej wynikaja potem takie kwiatki...
Troche o Mostarze pisalam tu: http://mojesarajevo.blogspot.com/2009/11/pod-jednym-dachem.html

W skorcie powiem, ze jesli komus podzial sie przydaje to jedynie nacionalistom, bo napewno nie dzieciom, ktore zyja obok siebie a nawet sie nie moga poznac. Swieta i pozostale, duzo bardziej skomlikowane sprawy zwiazane z roznicami narodowosciowymi, napewno nie sa przeszkoda w prowadzeniu wspolnych szkol i w ogole wspolnego zycia, na co dowodem jest dystrykt Brčko, w ktorym podzielonych szkol na przyklad nie ma, (choc nacje sa trzy a nie dwie) i jakos sie da to urzadzic.

Pozdrawiam!

Kasia pisze...

cóż... dopiero zaczynam się wgłębiać w te tematy - na Bałkany ciągnęło mnie od dawna, pierwsze z nimi spotkanie miałam dopiero w te wakacje, ale to były Bałkany w pigułce (czyli dużo w dość krótkim czasie) - ale jednak wsiąkłam. klimatem urzekł mnie właśnie Mostar (a nie przede wszystkim Dubrownik, co odbierane jest zwykle jako ciężka herezja), urzekła mnie w ogóle Bośnia, zakochałam się w Czarnogórze, acz mam świadomość, że turysta poznaje "inaczej"... Kry., wybacz zatem moje powierzchowne sformułowania - nie są one opiniotwórcze, wynikają właśnie z tego urzeczenia...

i tak - w Mostarze chodziło o R. i jej najstarszą (chyba!) córkę N.

kry pisze...

Kasiu, moja irytacja byla raczej skierowana to tych przewodniczek, a nie do Ciebie! Bosnia to skomplikowany temat i czym wiecej sie wie tym mniej sie rozumie :)

Anonimowy pisze...

Dyskryminacja kobiet, waśni narodowościowe, fundamentalizm religijny — wszystko to pestka w porównaniu z bośniackim szowinizmem, z którym ja się spotkałem. Otóż w całym Sarajewie nie znalazłem ani jednej dżezwy dla leworęcznych. Ani jednej!

Asekuracyjnie składam season's greetings! ;)

Witek

Panna Pollyanna pisze...

Kry,
czy miałabyś coś przeciwko żebym podlinkowała ten Twój wpis na swojej stronie na FB?
Bardzo podoba mi się tytuł tego posta - odkąd H. jest na świecie jego pierwotna wersję powtarzam sobie codziennie jak mantrę ;)))
Ściskam noworocznie!

kry pisze...

Alez oczywiscie, ze nie mam nic przeciwko, wrecz odwrotnie, bedzie mi bardzo milo!
Buziaki dla Ciebie i Helenki!

Anonimowy pisze...

"...w Koranie pisze, że są po prostu brudne i niegodne aby zwracać się do boga..." :

w Koranie Boga pisze się z małej litery? Czy to osobista manifa jakaś? a może tylko przejęzyczenie?


a "Zrozumieć Bośnię"?
będzie gdzieś więcej Mariny Trumić?

pozdrowienia z bydzi, Bydzi znaczy się

kry pisze...

To nie "przejęzyczenie". Koran jest tytułem, wiec piszę go z wielkiej litery.

Natomiast jeśli chodzi o boga/Boga to ten spór jest powszechnie znany. Oczywiście znam zasadę która głosi, że gdy mamy na myśli boga w religiach monoteistycznych, to piszemy go wielką literą, dla rozróżnienia od bogów (z małej) politeistycznych. I ok. Mnie osobiście przeszkadza wpisany w tę wielką literę podtekst - wiadomo jaki ( i to bez względu na religię).

Wiec właściwie tak, takie pisanie można postrzegać jako mój manifest.

Ale zaznaczam, że jeśli ktoś "z zewnątrz" redaguje mój tekst i zmienia mi literę na wielką, to kopi nie kruszę, bo wiem, że nie stoi za mną oficjalna ortografia.

Cóż, na szczęście na tym blogu to ja jestem bogiem, więc nie muszę się tym martwić ;D

Marina na napewno będzie, a pytanie o jej poezję powinno mi dać teraz przysłowiowego kopa, za który dziękuję!

pozdrawiam,
kry (mała litera zamierzona ;)

bulgarka.pl pisze...

Kry ja Twoje wpisy wysyłam przyjaciółkom, czasem linkuję na F. i nie pytam o zgodę, bo wydaje mi się, to rodzajem pozytywnej promocji!:) Wpis jak zwykle przeczytałam z wielkim zainteresowaniem zagryzając sodżukiem, który dostałam w paczce świątecznej z Bułgarii:) sretna nova godina!

kry pisze...

Dzięki :) Oczywiście to co jest na blogu jest jawne i bardzo dziękuję za każdy rodzaj promocji :)

Mmm, sudżuka dobra, ale nic nie pobije suhego mesa :D Czy w Bułgarii też je jedzą czy raczej coś na kształt prszutu?
Ja jeszcze trawię przepyszną pitę z ziemniaków (ale nie krompiruszę!), Bałkańska kuchnia rulez! :)

I wszystkim czytelnikom - SRETNA NOVA!!!

Anonimowy pisze...

hej, czyje tlumaczenie M.Trumic jest w najnowszej Wyspie? na stronie pisze, ze Twoje, a w wydaniu papierowym widnieje nazwisko bodaj Grzegorza Latuszynskiego. pogubilem sie...

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny blog :) jako studentka slawistyki (serbski) jestem zachwycona, i zamierzam czytać blog regularnie. No i zazdroszczę pobytu, Sarajewo to piękne miasto.

beharliblog pisze...

Witaj Kry, właśnie się dowiedziałam, że umarła Marina Trumić...
Bardzo przykre, wielka strata...

beharliblog pisze...

Witaj Kry, właśnie sie dowiedziałam, że umarła Marina Trumić... Bardzo przykra wiadomość, wielka strata...

kry pisze...

Tak. Marina byla mi bardzo bliska, jeszcze nie moge dojsc do siebie. Dzis o 2 jest pogrzeb, chce napisac o niej post, ale na razie musze uwierzyc, ze jej juz nie ma...

Anonimowy pisze...

kilka dni temu przeglądałem na stronie spis treści szóstego numeru Krasnogrudy, w którym obok tekstów z seminarium w Sejnach o Bośni (w 1996) jest wiersz Mariny Trumić "Zrozumieć Bośnię". Nie poznałem tej Pani nigdy osobiście, ale zrobiło mi się bardzo przykro, jak przeczytałem komunikat na stronie Pogranicza. Wyobrażałem ją sobie jako bośniacką Biserkę Rajcic, a w Biserce Rajcic widziałem serbską Marinę Trumić. Takich tytanów jest już coraz mniej. Wiem, że tom jej wierszy wyszedł kiedyś po polsku. Trzeba go zdobyć.