wtorek, 23 sierpnia 2011

Przyszedł bankier i zapytał jak się mieszka

Blog, choć wiem, że haniebnie wręcz go zaniedbuję, tak jak przynosił kiedyś, tak przynosi i teraz rozmaite historie, ludzi, pytania, spotkania. Zawsze mnie zaskakuje ten odzew, a wyobrażam sobie jakie doświadczenia mają blogerzy z tysiącami czytelników dziennie. Zdarzały mi się różne absurdalne propozycje, od poszukiwania zaginionego dziadka partyzanta do prośby o znalezienie mieszkania w bardzo konkretnych budynkach poprzez psychodelicznego artystę, który sprzedając swoje dzieła chciał mnie wciągnąć w ratowanie dzieci ofiar wojny w Bośni (nie zważając na fakt, że zazwyczaj te dzieci są już dorosłe). Było też spotkanie z bardzo sympatycznym biurem podróży planującym wycieczki szlakiem Andricia dla niemieckich turystów (pozdrawiam panów!) oraz parę osób prywatnych, z którymi do spotkania doszło. Nie wspominając już o dziesiątkach listów z odpowiedziami na pytania dotyczące Sarajewa. Ale powiem szczerze, że jak napisała do mnie pani Malwina Wrotniak z portalu finansowego Bankier.pl to się jednak zdziwiłam, bo co jak co, ale do finansów to mi daleko, z której strony by na nie nie patrzeć. Ale wkrótce się okazało, że bankier.pl nie zajmuje się tylko kursem franka, zestawieniami giełdowymi, ale też opisuje życie Polaków mieszkających w różnych dziwnych miejscach i stara się pokazać realia życia tam panujące. Pomysł jest wdzięczny, bezpretensjonalny i kiedy zaproszono mnie do udzielenia wywiadu w ramach cyklu Tam mieszkam chętnie się zgodziłam. Bo ja po prostu lubię mówić o Bośni.

Zapraszam na pierwszą część wywiadu. Za tydzień będzie następna, bardziej praktyczna.

Update: jest już i druga część

6 komentarzy:

beharliblog pisze...

hehe:), lepsze to niż "przyszedł komornik i zapytał jak się mieszka"...:)
nie wiem, co jest z tymi dziadkami partyzantami, ale mnie też ktoś kiedyś prosił o coś takiego...:)
czekamy na drugą część...
to boza po ile stoi aktualnie w McBurku?:)
pozdrav!
m.

Anonimowy pisze...

Krysia,
na ile rozpowszechnione w Sarajewie jest słowo NAFAKA? Kenan (jako native) korzysta z niego?

pozdro,

miłosz

mimi pisze...

a za bankierem pewnie mnóstwo czytelników :) Cieszę się że tu trafiłam. Co roku od 6 lat przejeżdżam przez BiH Doboj, Derventa, Zenica, Sarajewo, Mostar....i widzę jak niesamowicie ten kraj się zmienia. Dziękuję Ci za bloga, przeczytałam go od deski do deski. Dziękję

kry pisze...

Beharliblog: O MacBurku już w drugim wywiadzie :) Najnowsze plotki donoszą, że w Macdonaldzie w Sarajewie słyszano piosenki Zaopiekuj się mną Rezerwatu oraz HIFI Bandy i Wandy! W oryginale ma się rozumieć. Poszłabym i sprawdziła, ale jakoś nie wiem co mam tam zamówić :))

Miłosz: Hm, ciężko powiedzieć. Ja to gdzieś słyszałam w języku potocznym, ale głowy nie dam sobie uciąć. Na pewno nie od K., on nie wierzy w takie rzeczy ;)
Lepiej zdradź co tłumaczysz (mam nadzieję,że nie ten koszmarek filmowy "Nafaka")

Mimi: dzięki! :)

Anonimowy pisze...

szejki dobre są! i lody; a jeśli chodzi o przekład: nie, nie, żaden koszmarek, Jergović; znalazłem w "Literaturze na świecie" tłumaczenia wierszy M. Trumić (numer 5-6/2003) autorstwa, bambadabam, jakże by inaczej, Pani Danuty Ć-S - podaję do wiadomości, może przypadkiem nie wiedziałaś; uściski

kry pisze...

Acha, to czekamy na przeklad. Milosz rozbijaj ten monopol, ja nie mam sily. Jak juz sie wepchasz to ustapisz moze troche miejsca, co??

Z kolejnych Mac-owych historii. Bardzo znany w Sarajewie Pan Pucubyt: Čika Miško, co to zawsze siedzial przed miejscem w ktorym dzis jest MacDonalds na Titovej, siedzi tam jak zwykle. Ale jest pewna zmiana.

Jest porzadniej ubrany i jak przechodzilam dzis obok to JADL BIG MACA, zapijal cola i podgryzal frytki! Na stanowisku pracy oczywiscie :))

Nie wiem czy to jest zamierzony chwyt marketingowy, ale na mnie prawie podzialal!