poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nareszcie w...domu?!


I oto jestem -  w Sarajewie i na blogu. Oddech warszawski był mi potrzebny. Jak zwykle wszystkie dobre dusze, liczni (nadal!) przyjaciele oraz rodzina podładowali akumulatory i dali siłę, żeby pchać tę moją sarajewską rzeczywistość do przodu. Bo zdarza mi się (nawet często) narzekać na różne jej aspekty, ale zaledwie parę dni mi potrzeba żebym zatęskniła za miastem w dolinie. Z radością powróciłam do wilgotnego, gęstego od mgły i smogu powietrza, które potrafi przylepić się do policzków w zimny dzień, do widoku światełek migających na wzgórzach, które jeszcze wciąż wywołują we mnie to dziwne poczucie swojskości i nieokreślonego ciepła. Jest jakaś magia w tym przestrzennym, fizycznym zamknięciu Sarajewa o którym pisał Karahasan u Portrecie miasta (Sarajewska sevdalinka, Sejny 1995). Sarajewo otula mieszkańców i przyjezdnych, oblepia ich, zamyka niczym w bańce lub miękkim kokonie i jest to zjawisko jak najbardziej fizyczne, choć metaforyczne zapewne też. To małe miasto bez większych pretensji do bycia metropolią mimo tysiąca swoich wad staje się powoli miejscem, które zaczynam traktować jak swoje, a w rodzinnej dynamicznej Warszawie czuję się coraz bardziej obco. To jest jednocześnie niepokojące i podniecające uczucie, przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo co ze sobą niesie.

Niesiona sentymentem i dziwną melancholią oraz przypadkowo zainspirowana jednym z czytanych blogów zamieszczam kilka utworów z  Sarajewem w tle. Zaczynamy od dobrze znanego U2  i słynnej Miss Sarajevo, aby potem zanurzyć się w przejmującej do szpiku kości kompozycji Maxa Richtera, który  niewątpliwie nawiązuje do mojej ulubionej muzyki Preisnera z trylogii Kieślowskiego, następnie ochłonąć przy dźwiękach dzwonków w wykonaniu Trans-Siberian Orchestar, poczuć prawdziwy bośniacki Weltschmerz przy doskonałym współczesnym wykonaniu sevdalinki Teško meni jadnoj…w interpetacji piekielnie zdolnego Damira Imamovicia, aż w końcu poświęcić 10 minut na posmakowanie bałkańsko-żydowsko-sufickiego szaleństwa a capella Jewlii Eisenberg i jej niewiarygodnego tria Charming Hostess, które zainspirowane wojennym zbiorem opowiadań Semezdina Mehmedinovicia Sarajevo blues nagrało album pod tym samym tytułem. Utwory na nim zamieszczone ciężko odnaleźć na youtube, stąd też trochę dziwny fragment pewnego programu telewizyjnego. Ale próbka muzyki jest, a oprócz tego informacja o samym projekcie. 

Miłego słuchania! 









11 komentarzy:

I.nna pisze...

U mnie wczoraj pojawiło się Sarajevo Richtera w komentarzach. Nie wiem czy to TA inspiracja? Melancholijnie bardzo się zrobiło... Ja lubię Warszawę, ale rozumiem, że można czuć się tu obco. Mam do tego miejsca podobny stosunek jak Ty do Sarajewa. Zdaję sobie sprawę z wad tego miasta, a jednocześnie lubię tu wracać. W sumie to chyba dość istotne, żeby mieć gdzieś takie miejsce, gdzie człowiek się czuje "u siebie" ;)
Pozdrawiam noworocznie

kry pisze...

Oczywiście, że kawowy był TĄ inspiracją :)

A z tymi miastami to dziwna sprawa, pewnie czasem człowiek rodzi nie w tym miejscu co powinien i potem jakaś siła każe mu odszukać to właściwe. Chociaż ja obawiam się, że w moim przypadku nie ma i nie będzie takiego miejsca, w którym powiem - tak, to jest to i ja się stąd nie ruszam. Jak mieszkam w Sarajewie to tęsknię za Warszawą, jak jestem w Warszawie to chcę już wracać do Sarajewa, a tak naprawdę to myślę, że może w Rzymie lub Londynie się odnajdę, albo w Skandynawii chociaż jeszcze tam nie byłam. Swoją drogą istnieje coś takiego wśród znajomych mi bałkanistów, że po pewnym czasie zaczynają marzyć - na zasadzie kontrastu - o Skandynawii właśnie. Bo zimno i wszystko takie ułożone :) Są wśród was tacy co tak mają?

nia pisze...

tęsknię za tym sarajewskim powietrzem. rok temu -- w styczniu piłam kawę w kawiarnianym ogródku. chwilowo mam Skandynawię i -20 za oknem, ale polecam, bo można s. niebywale wyciszyć i uspokoić. las, przestrzeń, rower. dużo jeleniowatych na drodze :-).

kry pisze...

O. No właśnie teoria się po raz kolejny potwierdziła :) Pozdrav!

Anonimowy pisze...

Dzieki za kawałki dobrej muzy!

z miastami chyba jest bardziej przyziemnie ....
na początku jest faza euforii, wszystko się podoba, trwa to ok 1mc do 18 mcy, zależnie od człeka, potem jest spadek w dół, zazwyczaj po paru miesiącach wszystko się niepodoba, ("u nas wszystko lepiej"), po nastepnych paru miesiacach wraca do normy, człek akceptuje otoczenie i utożsamia się z nim, tak jak z rodzinnym miastem/okolica

pozdro
koko z gdanska

kry pisze...

To o czym piszesz to teoria szoku kulturowego, która ma rzeczywiście w sobie sporo prawdy (swoją drogą z wielkim oddaniem wykładana na wszystkich EVS-owych treningach). Dla mnie najciekawsze są moje uczucia w stosunku do Warszawy - miasta w którym się urodziłam i spędziłam całe życie. Mam tam wszystko - a jednak nie czuję się do końca u siebie. Ale może to tylko znów faza jakieś tam mechanizmu.

Anonimowy pisze...

co do Twej Wawy, jak jesteś w Sarajewie, ten świat w Wawie płynie swą drogą, jak wracasz, to nie jest to ta sama już Warszawa, co pozostała w Twej pamięci. Zmiany nie są duże, ale już zauważalne.
To tak jak z naszymi rodakami, którzy w PRL wyemigrowali, jak po wielu latach wrócili, nie mogli się odnaleźc, bo tej Polski, która była w ich pamięci już nie ma.
Nie wiem, może znasz jakieś naukowe określenie tego zjawiska?
Dlaczego nie czujesz sie u siebie w Wawie? Może nigdy tak nie było?
Ja po wielu latach tułaczki, mogę rzec, że Gdańsk, to jest to.
Mimo wad ludzi i własnych(ale to są wady, które tak naprawdę chyba akceptuje)

Anonimowy pisze...

Witam serdecznie!
Przede wszystkim moje wielkie uklony w strone Pani za tak wspanialy i ciekawy blog. Odkrylem go przypadkiem niecale 2 miesiäce temu i ciesze sie, ze wreszcie znalazla sie osoba z Polski, ktöra obyta jest z bosniacko-hercegowinskä kulturä i ma odwage to wszystko opisywac. Gdy czyta sie Pani blog, czuje sie jest juz Pani ``wtopiona`` w ten balkanski klimat.

Kilka slöw o mnie... Mam 26 lat i od 4 lat mieszkam w Niemczech. Ukonczylem studia na wydziale turystyki i hotelarstwa w Polsce. Moja praca licencjacka dotyczyla historii jak i turystyki tego cudnego kraju, jakim jest BIH. W zeszlym roku dwa razy odwiedzilem BIH - oczywiscie Mostaru, Banja Luki, Neum i Sarajeva nie moglo zabraknäc. Mam wielkiego bzika na punkcie BIH i od jakiegos czasu mam mysli, by zaryzykowac i zalozyc wlasnä firme turystycznä specjalizujäcä sie organizowaniem wycieczek do BIH. Plan ambitny, ale czy realizacja tez bedzie mozliwa? Czas pokaze...
Zatem z wielkim zainteresowaniem bede czytal kolejne Pani wpisy :)

A oto linki do moich dwöch filmöw (wlasnego autorstwa):
- pierwszy jest nawiäzaniem do czasöw ``swietnosci``, ``upadku`` i niepewnej ``przyszlosci`` Hotelu Neretva w Mostarze -> http://www.youtube.com/watch?v=lNgEHY5ui7I

- drugi zas opowiada o historii sarajevskiej Vijecnicy. Oto link: http://www.youtube.com/watch?v=BrdvcPE6c8k

Milego oglädania i do nastepnego razu :)
Pozdrav,
Konrad ze Stuttgartu

kry pisze...

Konradzie (ja od razu po imieniu, bo wydało się, że jesteśmy prawie rówieśnikami). Komentarze nieznanych mi osobiście czytelników zawsze dają mi dużą satysfakcję, dzięki!

Jeśli chodzi o rozwijanie turystyki do BiH to w Polsce może być z tym ciężko. Mam znajomych którzy próbowali i nic z tego nie wyszło. Prawdopodobnie dlatego, że Bośnia nie jest tak komercyjna jak Chorwacja, więc nie przyciąga zbyt wielu "masowych" turystów żądnych plaży i dyskotek. A tych których interesuje Bośnia zazwyczaj sami kupują parę książek, wsiadają w samochód i sami przyjeżdżają, bo to nie jest tak daleko... Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale jeśli masz na myśli rynek niemiecki to może to wypalić.

Slajdy bardzo fajne, szczególnie ten z Mostaru, bo akurat nie wiedziałam prawie nic o Hotelu Neretva.

Powodzenia i pozdrawiam!
kry

Anonimowy pisze...

muzyczka jak się patrzy, Krysiu, od siebie dodaję kolejną - sewdalinkę w wykonaniu Avdo Lemesza (http://www.youtube.com/watch?v=qI7kwXYd7ow), czochra najgłębsze kłębowiska duszy (no, przynajmniej na mnie tak działa:); Twój opis Sarajewa i moje jego wspomnienie skonfrontowane z rzeczywistością Budapesztu, w którym ostatnio przyszło mi być, prowadzą mnie do prywatnego wniosku, że tak jak geograficznie stolica Węgier jest między Sarajewem a Wawą, tak i nastroje pośrednie budzi; jest tutaj pagórkowata Buda, która wieczorami przypomina mi własnie punktowo oświetlone stoki Sarajewa, a jest i Peszt płaski jak stół, po którym hula wiatr przydmuchany znad 'azjatykiej' niziny węgierskiej, Buda jest spokojniejsza, pomyślałem, że to też dlatego, że ludzie żyjący na pagórkach albo w dolinach czują się po prostu bezpieczniej niż stepowi koczownicy, coś może w tym jest, ale zapomniałem o jednym szczególe w tych swoich rozważaniach, mianowicie o 'savrszenim krugu', kiedy ten się zaciska ponad miastem w dolinie, jej spokój zmienia się w horror trzebienia kaczek w klatce, o tym, kurka, zapomniałem...
pozdrawiam znad balatonu, miłosz

kry pisze...

Tak..spokój w dolinie łatwo zamienić w horror.

A dla wszystkich zainteresowanych starą bośniacką muzyką, ogłoszam, że Damir Imamović ma swoją cotygodniową audycję w której puszcza sevdalinki. Można posluchać na stronach Radia Sarajevo www.radiosarajevo.ba klikając na baner po prawej stronie Radio Uživo. W każdy wtorek od 17 do 18, powtórka w niedzielę w tych samych godzinach.